Sublimacja popędów?

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

W 2013 roku, gdy swoją premierę miała pierwsza odsłona „Nocy oczyszczenia”, niewielu jeszcze słyszało o Jamesie DeMonaco. Młody twórca miał na swoim koncie zaledwie jeden film – „Mały Nowy Jork” – który w dodatku nie zatrząsnął kinematograficznym światem. Sama „Noc oczyszczenia” zresztą także nie pojawiła się w filmowym świecie z wielkim hukiem. Bardziej przysłużył się jej, jak sądzę, marketing szeptany. To jeden z tych filmów, który dzięki sprawnej realizacji i niezwykle oryginalnemu pomysłowi, przyniósł swoim twórcom ponadprzeciętnie wysokie zarobki – przy trzymilionowym budżecie, boxoffice wyniósł tu prawie dziewięćdziesiąt milionów. Moim zdaniem, to wciąż za mała nagroda za podobnie trzymającą w napięciu i niestandardową historię, niemniej warto tutaj napomknąć, że to największy komercyjny sukces niskobudżetowego tytułu od 1988 roku.

21 marca 2022 rok, dzień piątej już dorocznej Czystki powołanej do życia w 2018 roku przez rząd zwany Nowymi Ojcami Założycielami Stanów Zjednoczonych, a której to głównym celem było zmniejszenie poziomu przestępczości. Wydarzenie to polega na dwunastogodzinnym zawieszeniu karalność za popełnianie wykroczeń czy przestępstw z morderstwem włącznie, tak by społeczeństwo mogło wyładować swoje frustracje i nie wykazywać agresji przez resztę roku. Zasady? Nie używać broni powyżej czwartej kategorii (materiały wybuchowe, wyrzutnie rakiet i bazooki) oraz nie atakować osób z immunitetem (czyli najwyżej postawionych członków rządu). Poza tym – wszystkie chwyty dozwolone. James Sandin (Ethan Hawke) to mieszkający z żoną (Lena Headey) i dwójką dzieci na przedmieściach Los Angeles sprzedawca domowych zabezpieczeń. W dniu piątej Czystki jak zwykle zamierza zamknąć się w domu i oglądać wiadomości z kraju z rodziną na kanapie. Okazuje się, że los zaplanował dlań coś zupełnie innego…

„Noc oczyszczenia” spotkała się ze skrajnie różnym odbiorem. Jedni uważają, że to typowa niskobudżetówka o zamkniętych w domu „niewinnych” i osaczających ich „wrogach”, niczym niewyróżniająca się na tle innych thrillerów tego typu; druga grupa – do której ja się zaliczam – dostrzega w doskonale skonstruowanym, acz nieco powolnym w pierwszej fazie tytule, drugie, bardzo wartościowe i pełne potencjału dla kolejnych części (obecnie już wykorzystane) dno. W rzeczywistości bowiem wydaje się, że „Noc oczyszczenia” to nie kolejna krwawa historyjka, a sugestywna opowieść o tym, co mogłoby się stać, gdyby pozwolono nam uwolnić skrywane wewnątrz demony i popędy. Ta idea nie jest zresztą nowa – już Jung pisał o sublimacji popędów.

Pewnie powstałby z tego konceptu zwykły slasher, gdyby nie szeroko nakreślone tło społeczne. Zresztą z tegoż właśnie powodu – starannego konstruowania rzeczywistości świata przedstawionego – pierwsza połowa filmu wydaje się nazbyt powolna. Takie wprowadzenie jest jednak konieczne, by w trakcie i po seansie zadawać pytania bardziej znaczące niż komentarze w stylu: „nieźle był wysmarowany krwią, co nie?”. A jakie pytania cisną się na usta? Na przykład: Jak wyglądają relacje międzyludzkie w tym alternatywnym świecie? Jak wychowywane są w nim dzieci? Kto staje się częstszym obiektem ataków? Jak wygląda zróżnicowanie ochrony biednych i bogatych? Jak eliminacje poszczególnych członków społeczeństwa wpływają na stan ekonomii i gospodarki Stanów Zjednoczonych? Pytania można mnożyć. Jeżeli tylko nie potraktuje się „Nocy oczyszczenia” jak kolejnej krwawej jatki pozbawionej głębszej idei.

Sporą zaletą i zapewne magnesem dla wielu widzów okazało się zaangażowanie do produkcji aktorów takich, jak Ethan Hawke czy Lena Headey. Ten pierwszy po raz kolejny wcielił się w rolę statecznego, acz obrotnego i inteligentnego męża i ojca, głowy rodziny z nowojorskich, zamożnych przedmieść. Trudno też zarzucić coś – tutaj niezwykle uroczej, ale i jak zwykle drapieżnej – Headey. Ponadto całkiem ciekawie prezentuje się młodsza część obsady – Max Burkholder i Adelaide Kane. Spore wrażenie robi Rhys Wakefield, który w napisach końcowych widnieje jako „uprzejmy nieznajomy”, ale ten opis wydaje się trafny jedynie wtedy, gdy rozpatrywać będziemy uprzejmość przez pryzmat postaci takiej, jak batmanowski Joker.

„Noc oczyszczenia” niespieszenie rozwija swoje wątki i buduje napięcie. Robi to jednak konsekwentnie, od pierwszej do ostatniej minuty. Jeżeli macie skłonność do obgryzania paznokci, to na seans zaopatrzcie się lepiej w jakieś przekąski. Film powinien przypaść do gust wszystkim wielbicielom thrillerów z drugim dnem oraz „creepy” historii w stylu „Funny Games”. Widzom o słabych nerwach zdecydowanie nie polecam. Zwłaszcza, że „Noc oczyszczenia” to dopiero początek tego wciągającego i przerażającego potencjalną prawdziwością analiz ludzkiej natury cyklu.

Zwiastun: